niedziela, 11 listopada 2012

Rozdział 3.

Decyzja Hermiony o wyjeździe była niemalże natychmiastowa. Cicho szlochając, umieszczała w walizce poszczególne elementy garderoby, które kilka godzin temu starannie ułożyła na półkach. Nie mogła uwierzyć, że raptem jedno zdanie tak dotkliwie ją zraniło. Usilnie starała się zapomnieć o słowach matki, lecz ilekroć przymykała powieki, odtwarzała w myślach rozmowę Charlotte i Edwarda. Gdyby nie jej dociekliwość, zapewne wciąż żyłaby w błogiej nieświadomości. Właśnie ów mugolska słabość-niepohamowana ciekawość, zaprowadziła dziewczynę do salonu. Charakter, który zawdzięczała swojemu magicznemu obliczu, w tym chciwość i spryt, zawładnął ciałem Hermiony. W ten sposób ukryła się za komodą, uważnie słuchając dyskusji państwa Granger. Na samo wspomnienie tamtego momentu, oczy szesnastoletniej czarodziejki ponownie zaszkliły się. Tak bardzo potrzebowała wsparcia. Brakowało jej ciepła, bliskości, zaufania. Krótko mówiąc, cierpiała przez brak miłości. Nie potrafiła się do tego przyznać, lecz na widok zakochanych uczniów, spacerujących po szkolnych korytarzach, odczuwała niesamowitą pustkę. Gdy Ron tęsknym wzrokiem spoglądał w stronę Lavender Brown, a zdeterminowany Potter zabiegał o względy Cho Chang, ich przyjaciółka czuła się niezręcznie. Wówczas, pod pretekstem nawału prac domowych, spędzała wiele godzin w bibliotece.
-Nienawidzę świąt-wyszeptała.
Pod wpływem emocji chwyciła bożonarodzeniową pocztówkę i podarła ją na drobne kawałki.
-Kur...-zaklęła w myślach. Używanie wszelkich wulgaryzmów było u niej nieczęstym zjawiskiem, lecz obecnego stanu rzeczy nie umiała określić bardziej wyszukanym i kulturalnym mianem. Hermionie zależało teraz wyłącznie na opuszczeniu Londynu. Beznadziejne, mugolskie miasto od zawsze uznawała za bezduszne i oziębłe, a ostatnie wydarzenia tylko utwierdziły szesnastolatkę w tym fakcie. Bezszelestnie przemknęła obok sypialni rodziców, a następnie biegiem rzuciła się do wyjścia. 25 grudnia-ten dzień zapoczątkował nowy etap. Zerwanie kontaktu z rodzicami było tylko zalążkiem zmian, które miały nadejść w życiu młodej czarodziejki.
***


 -Niewdzięczny gówniarzu-wakrnął rozwścieczony Lucjusz, przybliżając się do syna.
Uderzył go. Z trudem powtrzymując się od użycia zaklęcia niewybaczalnego, uciekł się do przemocy fizycznej. Młody Malfoy pozostał niewzruszony mimo, iż z jego wargi sączyła się krew, a zjawisko to potęgowało przykre pieczenie. Zależało mu na okazaniu całkowitej obojętności. Doskonale zdawał sobie sprawę, że taka postawa doprowadzi Śmierciożerce do szału. Dracona ogromnie bawił taki obrót sprawy. Z trudem powtrzymywał śmiech, widząc zirytowanego ojca.
-Zejdź mi z oczu-odparł zrezygnowany mężczyzna, z trudem powtrzymując się od wymierzenia kolejnego ciosu.
Czarodziej uśmiechnął się triumfalnie. Osiągnął swój cel, co tylko utwierdzało go w przekonaniu, że ma niesamowitą siłę perswazji. Tymbardziej, iż jego ojciec nie należał do osób podatnych na wpływy innych. Z dumnie uniesioną głową opuścił gabinet Lucjusza. Moja krew-skwitował sługa Czarnego Pana. Widział, że jego syn zmienia się, a po lękliwym i pozbawionym własnego zdania chłopcu, nie zostało ani śladu. Wkrótce szesnastoletni Malfoy miał spełnić swoje powołanie. Rodzice niezmiernie cieszyli się, że będzie kontynuuował rodzinną tradycję. Pomimo świadomości, jak duże ryzyko idzie za współpracą z Voldemortem, nie wyobrażali sobie syna w innej roli. Pytanie tylko, czy ktokolwiek spytał o zdanie samego Dracona? Cóż, przyszłość Ślizgona od dawna była zaplanowana, natomiast nikt nie kwapił się do porozmawiania na ten temat z samym zainteresowanym. W domu Malfoyów nieczęsto rozmawiano o problemach, a jeszcze rzadziej o uczuciach. Narcyza i jej małożnek nie mieli jednak pojęcia, iż wyrządzają tym młodemu mężczyźnie, ogromną krzywdę. Albowiem ciężko wychowywać się bez miłości, w późniejszym czasie trudno także okazać komuś to uczucie. W związku z tym, ich potomek został skazany na samotność. Tłumił to uczucie gdzieś głęboko w sobie, co nie zmienia faktu, że wypełniała go dziwna pustka, kiedy obserwował zakochane pary.
***

Kolejne płatki śniegu opadały na opustoszałe uliczki Londynu. Taki widok zdarzał się jedynie w trakcie Świąt Bożego Narodzenia. Wówczas mieszkańcy stolicy spędzali czas z rodziną, praktycznie nie wychodzili z domów. Hermiona nigdy nie miała okazji zobaczyć, jak niezwykłe staje się wówczas miasto. Pomimo ogarniającego ją smutku, odczuwała jakąś magię, skrytą pod powłoką białego puchu. Błoga cisza działała na czarodziejkę kojąco, mogła na moment oderwać się od rzeczywistości. Przymknęła powieki i uśmiechnęła się. Po raz pierwszy od wyjazdu z Hogwartu poczuła się szczęśliwa i chciała, aby to uczucie nigdy nie ustało. Gdy lekkie opady, zmieniły się w śnieżycę, dziewczyna niechętnie otworzyła oczy i narzuciła na głowę kaptur. Usiadła na przystanku autobusowym, gdyż po kilkugodzinnym spacerze i braku snu, zaczęła odczuwać zmęczenie. Mróz także dawał się we znaki. Czarodziejka zerknęła na zegarek. Do odjazdu pociągu pozostało pięć godzin. Cieszyła się na myśl, że spędzi w Londynie jeszcze trochę czasu. Bardzo chciała coś zmienić i podobnie jak stolica Anglii, na moment dopuścić do siebie magię, inną niż ta, której uczyła się w trakcie roku szkolnego. Chciała zrobić coś spontanicznego, nieoczekiwanego. Wcześniej nie myślała o życiu w ten sposób, ale brakowało w nim adrenaliny.
-Masz może zapalniczkę?-z zamyśleń wyrwał ją męski głos.
Hermiona dopiero teraz dostrzegła, że kaptur zakrywa połowe jej bladej, zamrzniętej twarzy. Zdjęła go i przeniosła wzrok na mężczyznę. Zamarła. On także był z niemałym szoku, widząc do kogo zwrócił się z tym pytaniem.
-Granger-na wskroś przeszywał ją swoim chłodnym i pełnym pogardy wzrokiem.
-Nawet nie zaczynaj. Zachowujmy się tak, jakbyś wogóle mnie nie spotkał-odparła i wyminęła Dracona.
Nie miała pojęcia, za jakie grzechy los postawił na jej drodze właśnie Malfoya. Ostatnią rzeczą o jakiej marzyła, było słuchanie docinków, tyczących się jej pochodzenia lub wyglądu. Niejednokrotnie przez jego upokorzenia w oczach dziewczyny, pojawiały się łzy. Nigdy nie dawała mu tej satysfakcji i uzewnętrzniała emocje dopiero wówczas, gdy zostawała sama.
-Poczekaj-zawołał i ruszył za Gryfonką.-Co z tą zapalniczką?
***

Draco spojrzał na dziewczynę wyczekująco. W porównaniu do starcia z ojcem, spotkanie Hermiony nie uważał za nic szczególnego. Szczerze powiedziawszy, był ciekawy dalszego rozwoju wydarzeń.
Po chwili dziewczyna wręczyła mu zapalniczkę. Malfoy sięgnął do kieszeni spodni i wyciągnął z niej opakowanie papierosów. Były one jedynym z niewielu wynalazków mugoli, które doceniał. Czuł, że wraz z dymem odchodzą problemy, o których wolał nawet nie myśleć. Prościej było skrywać wszelkie uczucia za maską bezwględnego i oziębłego arystokraty. Nie zwierzał się nikomu, nawet Zabiniemu i Pansy, których uznawał za najlepszych przyjaciół.
-W zamian za ogień, mógłbyś mnie poczęstować-skwitowała, zerkając na chłopaka, który zaciągał się dymem nikotynowym.
-Ty palisz, szlamo?-spytał.
Za każdym razem określenie to wzbudzało w Granger podobne uczucia. Po pierwsze chciała potraktować chłopaka podobnie jak w trzeciej klasie, kiedy to przed egzekucją Hardodzioba, obrażał Hagrida. Z drugiej strony słowo "szlama" niejednokrotnie doprowadzało Hermionę do łez.
-Dalsza rozmowa nie ma sensu-odpowiedziała, powstrzymując się od innej, chaotycznej reakcji.
Spędzenie najbliższych godzin w towarzystwie Granger zapowiadało się o wiele ciekawiej niż oczekiwanie na pociąg w samotności. Z tego powodu złapał ją za nadgarstek, uniemożliwiając tym samym jakikolwiek ruch.
-Granger, naprawdę myślisz, że dam ci tak po prostu pójść?-wyszeptał.
Hermiona westchnęła zrezygnowana. Doskonale wiedziała, iż Dracon nie da za wygraną. Krótko mówiąc, przez najbliższe godziny była skazana na towarzystwo Ślizgona. Chwyciła jointa i usiadła naprzeciw chłopaka. Dymy z ich papierosów przecinały się ze sobą. Magiczny widok. Dwa odrębne światy w tym momencie były niemalże identyczne. Zarówno Draco jak i Miona, zaczynali nowy etap swojego życia. Siedzieli w milczeniu, lecz to w zupełności im wystarczało. Chociaż na krótką chwilę zaniknęła między nimi gałąź nienawiści.
***
Źle się czuję z tym, że tak długo musicie czekać na nowe rozdziały. Niestety, ale ilości kartkówek i sprawdzianów nie zmienię -.- Zależy mi na blogu i moich czytelnikach, dlatego nie poddaję się. Pozdrawiam i obiecuję, iż dodam czwarty rozdział najszybciej jak się da.