Szkolny
korytarz został przyozdobiony gałązkami drzew iglastych. Dzięki temu całą
placówkę wypełnił zapach żywicy. Zmieszał się on ze słodką wonią ciast
wypiekanych w kuchni. Błonie pokrył śnieżnobiały puch, pobliski zbiornik wodny
zamarzł. Niektórzy korzystając ze sprzyjających warunków ślizgali się na
lodzie, inni przechadzali się zaśnieżoną dróżką. Wykorzystywali ostatnie chwile
przed wyjazdem na zabawie ze swoimi przyjaciółmi. Już za kilkanaście minut miał
się odbyć uroczysty, pożegnalny posiłek. Uczniowie powoli gromadzili się w
Wielkiej Sali. Jak zawsze została pięknie przystrojona. W rogu jadalni
ustawiono ogromną choinkę, błyszczącą milionem kolorowych światełek.
-Jak widać w Ministerstwie nie mają już, na co wydawać pieniędzy-skwitował
Draco, przyglądając się świątecznym ozdobom.
-Ktoś tu chyba nie przepada za Bożym Narodzeniem-odparł Blaise, zajmując
miejsce obok swojego przyjaciela.
Malfoy nie
odpowiedział. W milczeniu przyglądał się roześmianym grupkom znajomych, którzy
ze zniecierpliwieniem oczekiwali spotkania z rodzicami. To wydawało mu się
takie dziecinne, prze kaligrafowane. Może, dlatego gdyż on sam nigdy nie
doświadczył uroku prawdziwych Świąt Bożego Narodzenia. Podobnie zresztą jak
prawdziwej miłości.
***
Hermiona
zmierzała w stronę Wielkiej Sali. Już z oddali widziała choinkowe lampki i
pstrokate bombki powieszone na olbrzymim świerku. Wzięła głęboki oddech-jakby
liczyła na to, że razem z powietrzem wchłonie świąteczny klimat. Jednak w jej
sercu nadal tkwiła pustka. Nawet promienny uśmiech Ginny nie sprawił, że
poczuła wewnętrzne ciepło. Podziwiała swoją najlepszą przyjaciółkę- za
pozytywne myślenie, pogodę ducha. Chciałaby umieć czerpać radość z niewielkich
rzeczy, nie brać do siebie uwag innych. Tymczasem twardo stąpała po ziemi, nie umiała pokonać swojej wrażliwości-nienawidziła w sobie tych wad, ale nie potrafiła inaczej. Zdawała sobie sprawę, że tłumienie emocji jest fatalnym rozwiązaniem. Aczkolwiek przywykła do takiego postępowania. Tym bardziej, że w jej domu tę metodę praktykowano od lat.
-Słuchasz
mnie?-zniecierpliwiona Weasley uważnie obserwowała zamyśloną przyjaciółkę.
Głos siostry
Ronalda sprawił, że Miona powróciła do rzeczywistości.
-Przepraszam.
Możesz powtórzyć?-odrzekła z nadzieją w głosie.
-Mówiłam, że
nie mogę się doczekać Wigilii. Ma przyjechać moja kuzynka z Paryża. Zresztą
stęskniłam się również za rodzicami-powiedziała Ginny.
Hermiona
kiwnęła głową na znak, że tym razem wysłuchała jej wypowiedzi. Wolała jednak na
tym poprzestać i nie dzielić się swoimi wrażeniami na ów temat. Tym bardziej,
że profesor Dumbledore poprosił uczniów o ciszę i rozpoczął swoje przemówienie.
Na początek złożył im serdeczne życzenia, a potem przeszedł do spraw
organizacyjnych. Mówił o zmianach, które mają zostać wprowadzone w życie od
następnego semestru. Z tego powodu rada pedagogiczna miała na ferie pozostać w
Hogwarcie, aby dokładnie wszystko ustalić. Następnie głos zabrała Minerwa
McGonagall:
-To półrocze
zależy tylko od was. Pamiętajcie, aby nie bać się zmian i zawsze walczyć do
samego końca. Nadchodzący semestr może okazać się wspaniałą przygodą. Tymi
słowami kończę i dołączam się do życzeń pana dyrektora-odparła nauczycielka, po
czym usiadła obok profesora Snape'a.
***
Dziewczyna
wzięła swoje bagaże i ruszyła w stronę drzwi. Niechętnie nacisnęła klamkę i
opuściła dormitorium. W błyskawicznym tempie znalazła się na parterze.
-O której
miałaś zejść na dół? Gryffindor traci pięć punktów-stwierdził nauczyciel Obrony
Przed Czarną Magią.
Miona
westchnęła cicho, co nie uszło uwadze profesora.
-Skoro
pogrywasz w ten sposób to po świętach zapraszam na szlaban-dodał i uśmiechnął
się z wyższością.
Zapadła cisza,
którą nieoczekiwanie przerwały czyjeś kroki. Draco Malfoy wolnym, dostojnym
krokiem pokonywał kolejne stopnie. Pani McGonagall spojrzała na Snape'a
wyczekująco, ale ten nie zareagował. Widząc to sama przejęła inicjatywę.
-Draconie,
spóźniłeś się. Odbieram Slytherin'owi pięć punktów-powiedziała. Zależało jej na
sprawiedliwości, gdyż nienawidziła faworyzowania poszczególnych domów.
-Wielkie
rzeczy..-odburknął, nie wyczuwając powagi sytuacji.
-Severusie,
chyba zgodzisz się ze mną, że pannie Granger przyda się pomoc-rzekła, a Miona
pokręciła głową z dezaprobatą.
Do odjazdu
pociągu zostało niewiele czasu. Uczniowie szczelnie otulili się swoimi
szalikami, założyli rękawiczki. Na zewnątrz szalała śnieżyca, mróz dawał się we
znaki. Wszyscy biegiem ruszyli przed siebie, aby jak najszybciej znaleźć się w
ciepłym, przytulnym wagonie. Nawet Hermionie zależało na szybkim dotarciu na
stacje kolejową. Mimo, że każdy krok przez zaśnieżoną drogę przybliżał ją do
spotkania z rodzicami. Tego, które od kilku dni nie dawało jej spokoju.
***
Malfoy
czasem zastanawiał się, co skłoniło go do zaprzyjaźnienia się z tak tępymi
ludźmi. On jako syn Śmierciożercy znał różne zaklęcia czy przepisy na mało
skomplikowane eliksiry. Blaise był dosyć zdolny, więc także opanował jakieś
podstawy magii. Tymczasem Gregory i Vincent miewali problemy z prawidłowym
trzymaniem różdżek.
-Ale
od czego mamy Snape'a? Dzięki niemu nie trzeba się przykładać do nauki-tym razem
głos zabrał Zabini.
-Nawet
o nim nie wspominaj. Mógł jakoś zareagować, a pozwolił żebym dostał szlaban od
tej głupiej baby-oznajmił zdenerwowany Ślizgon.
***
Na
tym kończę pierwszy rozdział. Dziękuję za komentarze na temat prologa :*